Bogdan urodził się w Poznaniu, który należał wówczas do Cesarstwa Niemieckiego. Z tego powodu doskonale znał język niemiecki, co miało mu się bardzo przydać podczas pobytu w obozie. Po aresztowaniu przez Niemców w sierpniu 1940 r. trafił do Fortu VII, który pełnił funkcję więzienia i obozu koncentracyjnego. Zamordowano tam 20 tysięcy osób, co stanowiło około połowy przebywających tam więźniów.
Suchowiak przebywał w forcie bardzo krótko, bo po kilku dniach został przewieziony do obozu w Buchenwaldzie. Miejscem tymczasowego osadzenia Polaka był również obóz pod Weimarem. Po kilku miesiącach, w grudniu 1940 r., Bogdan Suchowiak trafił do obozu koncentracyjnego Neuengamme, położonego 13 km od Hamburga. Po przybyciu otrzymał numer 3524. Znajomość języka niemieckiego i angielskiego oraz fakt, że Suchowiak był inżynierem mechanikiem - jak sam wspominał:
Nie tylko ułatwiło mi to przetrwanie długich lat obozu, ale także dawało znacznie większe szanse - w porównaniu z innymi więźniami - na uzyskanie informacji o bieżących wydarzeniach politycznych i działaniach wojennych.
Więźniowie obozu kierowani byli do pracy przy produkcji cegieł, a także w pierwszym etapie budowy kanałów. Tam trafiała większość Polaków zesłanych do obozu. Suchowiak tak opisywał charakter pracy przy budowie kanału:
Praca tam była makabryczna. Z łopatą w ręku lub pchając taczkę pełną błota lub piasku, więźniowie z przemoczonymi nogawkami spodni, trzęsący się w podszytych wiatrem ubraniach, musieli pracować od świtu do zmierzchu.
W 1945 r. obóz został ewakuowany. Bogdan Suchowiak, udając chorego, pozostał w obozowym szpitalu. Wiedział, że od zachodu zbliżają się żołnierze alianccy, więc pozostał w obozie z nadzieją, że wkrótce odzyska wolność. Jednak 21 kwietnia Niemcy podjęli decyzję o ewakuacji również tego budynku. Chorych niezdolnych do samodzielnego poruszania się zabito, pozostałych popędzono w kierunku Lubeki. Po dwóch dniach Suchowiak wraz z całym transportem został załadowany na statek „Thielbeck”:
Nie ma warunków do przewozu ludzi. Luki ładunkowe, znajdujące się co najmniej 10 metrów pod pokładem, stają się naszym pomieszczeniem (...) panuje straszny tłok i brak najbardziej prymitywnych warunków sanitarnych (...) zamiast toalet używa się beczek, wyciąganych przez dźwigi okrętowe nad głowami więźniów, a ich zawartość wylewa się ludziom na głowy podczas wyciągania”.
„Thielbeck”, podobnie jak »Cap Arcona«, został zbombardowany przez brytyjskie siły powietrzne.
Jeden z samolotów wystrzeliwuje pocisk, który trafia w okręt i przebija burtę (...) Thielbeck nabiera wody i trzęsie się. Panika sięga zenitu. Tysiące więźniów próbuje uciec z dolnych włazów, jak z pułapki. Tylko cztery drabiny dają tysiącom ludzi niewielkie szanse. Ci, którzy do nich dotrą, są popychani i ściągani przez innych.
Gdy Suchowiak znalazł się w wodzie, zaczął płynąć w kierunku brzegu.
Płynąłem tak przez około 2 godziny. Moje nogi były sztywne. Czasami wydawało mi się, że poruszam nie własnymi kończynami, ale jakimiś obcymi przedmiotami. Udało mu się dopłynąć do celu, odzyskał wolność. Jego reakcja na to była znacząca: Trudno opisać moją radość! Wygrałem, ocaliłem życie, osiągnąłem cel, a w decydującej walce wykazałem się dobrą kondycją fizyczną. Miałem za sobą kampanię wrześniową [w 1939 r.], niewolę, ucieczkę z niewoli i pięćdziesiąt siedem miesięcy spędzonych w hitlerowskich więzieniach gestapo i obozach koncentracyjnych. A jednak - w decydującym momencie, by się ratować, czułem się młody i silny i postanowiłem walczyć o życie.